Lubie zimę, ale tegoroczna jakoś mi się dłuży. Może dlatego, że najlepiej czuję się jak wszystko wokół mnie rośnie i rozkwita. Od jakiegoś czasu narasta we mnie napięcie. Kolejne pomysły kiełkują w głowie domagając się materializacji. Niecierpliwie wypatruję pierwszych kluczy ptaków na niebie. Myślę już o pierwszych zieleninie z ogrodu i łąki i o tym co z niej zrobię. Marzy mi szczawiówka, dania z komosa, czosnaczkiem, pokrzywą i pędami chmielu. Poranne spacery z mężem na których podjadamy młody piołun, wrotycz i karczoch. Krzywię się na samo wspomnienie tej zielonej goryczy.
Nasze gęsi tez tęsknią za wiosna. Przebywają cały sezon na łące, teraz pod biała kołdrą mają mniej pożywienia. Wyjadły doszczętnie ostatni jarmuż z ogrodu. Z rana przebywają w zagrodzie. W lutym zaczęły składać jaja i szkoda by było, żeby nosiły się po krzakach zamiast w gęśniku. Pomimo, że karmimy je smakołykami czekają niecierpliwie aż je wypuścimy. Idą gęsiego prze pole, w miejsca gdzie porastały pokrzywy i komosa. Tam mają swoją zimową stołówkę.
Produkcja własnej żywności jest nielana wyzwaniem w kontekście zimny i przedwiośnia. Zapasy w spiżarni nieuchronnie się kurczą a nowych nie przybywa. W akcie desperacji pędzę cebule i czosnek na szczypior. Posypana nim jajecznica z gęsich jaj smakuje nieco wiosennie.